6 kwietnia 2015 poniedziałek

Zmieniam przysłowie „kwiecień plecień” na
„Kwiecień plecień,
choć przeplata,
ciągle zima,
nie ma lata”.
Moja córka dodaje jeszcze „ciągle chlapa”.
Rano za oknem powitał mnie … śnieg. i niby nie powinno to dziwić, ale jednak poczułam, że mój organizm po prostu się buntuje. Chcę zapaść w sen zimowy i obudzić się, kiedy naprawdę będzie już wiosna. Po raz pierwszy zdarzyło mi się, że pod wpływem pogody zaczęłam wręcz marzyć o teleportacji do jakiegoś ciepłego kraju, gdzie świeci słoneczko i jest naprawdę ciepło …

2 kwietnia 2015 czwartek

Mimo ciągłego zasypiania zrobiłam różne rzeczy. pogoda mało sprzyjająca, przypominająca raczej mroki listopada niż początek wiosny – choć przyznaję, po południu było nawet słonecznie i bezwietrznie. W pracy zaczęła się pora na zające – okazuje się, że powoli odchodzimy od częstowania słodyczami, przerzucając się na małe ale zabawne gadżeciki typu mała kolorowa pisanka czy spinacz z kurą. Przydały się ptaszki, które wczoraj robiliśmy na niemieckim – też są całkiem fajnym „Zajączkiem”. Bo tak naprawdę nie chodzi o wartość prezentu, bo to żaden prezent. Chodzi o to, by włożyć trochę wysiłku w to, by coś znaleźć małego, niezobowiązującego a sympatycznego i zabawnego. Zawsze wracam do domu z woreczkiem pełnym przeróżnych stworzonek, świeczek, pisanek, bombek w okresie Bożego Narodzenia, karteczek ale i małych słodyczy. To sympatyczny zwyczaj.

1 kwietnia 2015 środa

Początek kwietnia przypomina listopad. Wprawdzie „kwiecień-plecień” ale zdecydowanie zimno, wilgoć, wiatr, deszcz i co jakiś czas śnieg nie nastrajają zbyt optymistycznie do życia. Chciałoby się zawinąć w ciepły koc, wziąć jakąś dobrą książkę albo coś do szydełkowania bądź obejrzeć jakiś fajny film – byle nie musieć wychylać nawet czubka nosa na zewnątrz ciepłego domku. I co? Ano w tą koszmarną pogodę najpierw jechałam do pracy, potem jechałam na niemiecki, a potem z niego wracałam. Kiedy wracałam do domu już się pogoda, którą moja koleżanka nazwała armageddonem, już się uspokoiła i nawet deszcz przestał padać i wiatr ustał. A na niemieckim mieliśmy dziś przedświąteczny nastrój. Najpierw szybciutko sprawdziliśmy test, który był do domu, potem opowiadaliśmy sobie historię muzykantów z Bremy (jak się okazało, oni tak naprawdę w bajce nigdy do Bremy nie dotarli i dalej siedzą w leśnej chatce, z której przegnali zbójców), a potem … najpierw szukaliśmy w sąsiedniej sali niespodzianek świątecznych, które nasza lektorka dla nas przygotowała.

IMG_2031    IMG_2032

A potem robiliśmy świetne ptaszki. Wystarczy szablon i skrzydła zrobione z harmonijki. Nawet kleju nie trzeba!

31 marca 2015 wtorek

Doprawdy pogoda jest nie do wytrzymania. Rano lodowaty, zimny wiatr, zmarzłam czekając zaledwie 3 minuty na autobus. DObrze, że w pracy ciepło, mam ciepły komin z CoolaWooli i nie musiałam już nigdzie wychdzić aż do 15.00. A potem przeżyłam szok. Kiedy wsiadałam w powrotny autobus padało wcale nie tak intensywnie. Usnęłam w czasie jazdy, a kiedy sięobudziłam i spojarzalam przez okno, nie mogłam oczom uwierzyć. Za oknem szalała zadymka snieżna … Ogromne płaty śniegu poruszane silnym wiatrem latały niczym małe samolociki.
Wieczorem czekała mnie jeszcze godzina gimnastyki, dziś z drugą bliźniaczką. Dziś ćwiczenia inne, bez piłki tym razem. Ku mojemu zdziwieniu nie pogubiłam się jeśli chodzi o koordynację ruchową i nie zaplątałam w supełek, co zawsze mi się dotąd przytrafiało – wobec czego poprzestawałam na ćwiczeniu albo nóg albo rąk – razem nie dawałam rady tego za nic w świecie połączyć.
Jestem zmęczona fizycznie – ale w środu odpoczęłam. Świadomość, że pracuję na swoje zdrowie ale i sylwetkę i wreszcie będę mogła nosić ubranka, które od paru lat wiszą w szafie i „machają” do mnie sprawia, że po prostu chce mi się ćwiczyć. A że trafiłam na dwie świetne dziewczyny, które znają sięna swojej robocie i pilnują, żeby ćwiczenia nie tylko przynosiły efekt ale i nie spowodowały kontuzji – no to naprawdę nie mogę zmarnować takiej okazji!

30 marca 2015 poniedziałek

Akt I. Poranek, 5.00. Pada deszcz, jest chłodno i nieprzyjemnie. Mimo tego, spacer kończy się feketm „Wow” 🙂

Akt II. Niemiecki. Głowa dziś ciężka, mysli się rwą i trudno szybko właczyć się w tok myślenia po niemiecku. Ale zespól w zespól, jak spiewał ongiś Wiesław Michnikowski w „Kabarecie Starszych Panów” – daliśmy radę. Teraz na każdych zajęciach losujemy jakieś słowo i wyjaśniamy je po niemiecku tak, żeby reszta mogła je odgadnąć. Jeśli nie uda się za pierwszym razem, trzeba kobinować. Wciągnęło mnie to i sprawia ogromnąprzyjemność, nie tylko kiedy dam radę wytłumaczyć wylosowane słowo, ale także wtedy, kiedy reszta zgadnie prawidłowo co mam na myśli (a raczej co za słowo wylosowałam).

Akt III. Praca w poniedziałek. Jak zwykle moja kreatywnośc poniewierala się gdzieś w okolicahc podłogi przy tej pogodzie, ale jakoś – na baaardzo zwolnionych obrotach, dalam radę popracować.

Akt IV. Wraca do domu na szczęście samochodem. Jest paskudnie – mokro i bardzo nieprzyjemnie bo wieje silny, zimny wiatr.

Akt V. Nareszcie mogę iść spać …

28 marca 2015 sobota

Miałam szczery zamiar iść z IKIMASĄ na pierwszy spacer, ale niestety organizm odmówił posłuszeństwa. Padłam i pół dnia przespałam. A potem zabrałam się za oczyszczanie przestrzeni z 6 gazet, które odłożyłam na później. Przeglądałam je, wycinałam i czytałam różne artykuły. Miałam taki czas dla siebie, zupełnie nieoczekiwanie mogłam w spokoju, bez pośpiechu spotkać się ze sobą. To było naprawdę bardzo potrzebne. Mam wrażenie, że w sobotę zwalniając, daję prawo organizmowi do całkowitego wypoczynku i zahamowania – jeśłi nie mam nic na sobotę zaplanowane. Spędziłąm caly dzień w domu, na zwolnionych pbrotach. Fantastyczny prezent od życia.

27 marca 2015 piątek

Wczoraj padł komputer – zawiesił się i nie chciał ruszyć dalej, a ja też już padłam spać i dopiero dziś jestem w stanie coś napisać.
Jestem z siebie naprawdę dumna tak, jak dawno nie byłam. Na dziś umówiłam się na pierwsze zajęcia gimnastyczne. No i oczywiście od wczoraj wieczorem „Wspaniały” Sceptyk-Antymotywator szeptał mi do ucha słodkie słówka: ale co Ty! Nie wygłupiaj się! Zadzwoń i powiedz, że jesteś zmęczona. Albo lepiej, że naprawdę ci przykro,a le właśnie dowiedziałaś się że musisz zostać w pracy dłużej i nie dasz rady dziś przyjść no i umówisz się później na następny tydzień. Przez sekundę miałam ochotę go posłuchać i zadzwonić. Ale potem po prostu ogłuchłam na jego podszepty. Pomyślałam sobie, że co – znowu to będę przesuwać na nie wiadomo kiedy? Zawsze będę zmęczona, a jutro jest sobota i mogę sobie odpocząć. Nic z tego, IDĘ! No i poszłam. Było SUPER! Jestem zmęczona fizycznie, czuję mięśnie, ale jestem szczęśliwa! Odpoczęłam psychicznie i zmęczyłam się w taki dobry sposób. A poza tym Karolina, która ma ze mną ćwiczenia, powiedziała, że wprawdzie widać pewne zaniedbania ale nie jest źle, bo jest koordynacja ruchowa i będzie ok.

25 marca 2015 środa

Jestem dziśbardziej zmęcozna niż w poniedzaiłek. Przedwczoraj jechałam chyba na adreanlinie związanej z powrotem do pracy po dwóch tygodniach zwolnienia. A teraz energia siadła … Rano z trudem zwlokłam się z łóżka. Ale potem spacer pozwoliił na dobudzenie się.
Na niemieckim ćwiczyliśmy łamańce językowe. Polskie tłumaczenie „jesteśmy wieeńskimi szwaczkami, któe wyprałyby białe pranie, gdyby wiedzaiły gdzie jest gorąca woda” brzmi co najmniej idiotycznie. Za to naprawdę wykręca język, kiedy nawet powoli sięto cyta po niemiecku … Ale co tam, damy radę!
A wieczorem Lena podrzuciła mi specjalnie zaprojektowane i uszyte dla mnie wielofunkcyjny komin i ocieplaczki na ręce. Nareszcie! Są cudne, cieplutkie i mięciutkie. Fantastyczne!